Postanowiłyśmy rozpocząć zwiedzanie z dużego F i P.
Pierwsze tyczy się finansjery czyli Wall Street, maszeruje sobie człowiek
ulicami zadziera głowę i myśli to te skurczybyki rządzą moim portfelem i to te
"garniaki" rozpętały kryzys.. miejsce
to bowiem jest skupiskiem instytucji
finansowych USA. Troszkę się rozczuliłam, kiedy przypomniałam sobie że
przed wielu laty biegał tutaj przystojny i "nie zniszczony życiem" Charlie
Sheen jako młody makler giełdowy w
filmie Olivera Stone'a "Wall Street"
A potem uderzyłyśmy w to P czyli pamięć i pomnik , bo
odwiedzałyśmy miejsce, w którym do czasu zamachów z 11 września 2001 stało
World Trade Center, czyli strefę Ground
Zero. 9/11 Memorial miejsce poświęcone ofiarom tego
zamachu z założenia miało być miejscem wyizolowanym od zgiełku miasta i takim
jest dzięki temu że cała ta strefa ciszy otoczona jest aleją dębów, zaś w
miejscu wież stworzono coś w rodzaju dwóch ogromnych kwadratowych basenów-wodospadów,
na "balustradach" otaczających każdy z nich wypisano wszystkie
nazwiska ofiar poległych nie tylko podczas zamachu na WTC, ale także w innych
częściach USA.
Ogromne wrażenie zrobiły na nas również plac budowy jaki rozciąga się wokół tego miejsca bowiem obecny projekt WTC zakłada nie dwie a cztery wieże a koniec ich budowy przewidziany jest 2015r.
World Trade Center Motorcycle
stworzony przez Paula Jr. z 'American Chopper'
Ogromne wrażenie zrobiły na nas również plac budowy jaki rozciąga się wokół tego miejsca bowiem obecny projekt WTC zakłada nie dwie a cztery wieże a koniec ich budowy przewidziany jest 2015r.
Wszędzie na mieście powiewają amerykańskie flagi, troszkę
się z Gabą różnimy w kwestii okazywania takiego silnego przywiązania do
amerykańskich gwiazdek, ją irytuje to epatowanie nimi wszędzie, a ja uważam iż
to przykład do naśladowania, szczególnie biorąc po uwagę wygląd ulic w dniu
flagi w Polsce. Oczywiście nie zamierzam po powrocie postawić ogromny maszt
przed domem ale na pewno 2 maja i w inne dni pomyślę o biało czerwonej ...
Zwiedziłyśmy również St. Paul’s
Church, składający się z XVIII wiecznego kościoła oraz z zabytkowego cmentarza z
grobami datowanymi na 1704r. Kościół ten podczas zamachów 11 września stał się
bazą dla służb miejskich, w której odpoczywali strażacy i policjanci, teraz
jest to miejsce wypełnione różnymi pamiątkami związanymi z tamtymi dniami.
Aby nabrać oddechu i
odpocząć chwilkę wybrałyśmy się na przejażdżkę statkiem, z którego mogłyśmy z
bliska podziwiać jeden z najsłynniejszych obiektów Nowego Jorku ale i całych
Stanów Zjednoczonych Statuę Wolności, stojącą na
niewielkiej wysepce u ujścia rzeki Hudson do Zatoki Nowojorskiej, dodatkowe
atuty to przepiękne widoki podczas całego rejsu na Manhattan.
Tą "statuę" napotkałyśmy przy wejściu na statek (obowiązkową zieloną koronkę oferowała prawie za darmo)
Po statku zaliczyłyśmy jeszcze Narodowe Muzeum Indian Amerykańskich jest to miejsce poświęcone życiu, sztuce i historii rdzennym mieszkańcom ameryki, tu trafiłyśmy na bardzo fajną wystawę o czerpaniu z tradycji indiańskiej
w muzyce światowej.
I znowu ... Statua Wolności
Po muzeum jeszcze słynny "Charging Bull" czyli rzeźba z brązu autorstwa Arturo Di Modica, która stoi w Bowling Green Park w pobliżu Wall Street na Manhattanie, byk ten jest symbolem energii, siły i nieprzewidywalności ruchów rynku finansowego. Zgodnie z ogólnym przeświadczeniem należy na szczęście potrzeć nos, rogi i jądra byka, niestety pozostaniemy chyba nieszczęśliwe z Gabą, bardzo trudno bowiem było dostać się bezpośrednio w okolice tych miejsc a co ciekawe zwłaszcza w okolice przyrodzenia byka, jest to jedno z ulubionych miejsc odwiedzanych przez turystów, zwłaszcza hindusów, wszyscy pragną odwiedzić miejsce gdzie pląsał Shah Rukh Khan w jednej z piosenek z filmu Bollywood " Kal Ho Naa Ho"
Zorane i zmęczone udałyśmy sie do metra i wydawało by się "prosto
do domu" ale tu mała niespodzianka, bowiem chcąc sobie udogodnić sprawę
pojechałyśmy niby na skróty ... a okazało się że wylądowałyśmy niezły kawałek
od hotelu (tak to bywa z obczajaniem stacji metra szczególnie że New York City
Subway ma ich 468 i aż 26 linie) , za to mogłyśmy się osłuchać ze swojsko
brzmiącym "qrwa" bowiem wylądowałyśmy na Greenpoint a tu wszystko
przypomina kraj "Kowalskich" a po oczach walą białe orzełki w różnych
konfiguracjach ... Zmęczone dotarłyśmy do hotelu i bęc padłyśmy na pysk a
właściwie na ogromne łóżka ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz